„Znam
to uczucie. Znudzenie samym sobą. Tym potworem, jakim się jest i
którego człowiek nie jest w stanie się pozbyć. Na jakiś czas to
się udaje, ale ten potwór zawsze wraca i zaczyna się ta sama stara
pieśń.”
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wyd:2011
Stron:344
Cykl:
Erlendur
Sveinsson (tom 5)
Kraj: Islandia
„Jedno zdarzenie może naznaczyć człowieka
na całe życie.”
Arlandur
Indridason ma specyficzny styl, który nie każdemu przypadnie do
gustu. Jego powieści nie obfitują w szybką, pełną zwrotów
akcję, nie mają świetnych, przebojowych bohaterów a zagadki
kryminalne są z życia wzięte. Do tego autor wplata w wątki
kryminalne sporą ilość wątków obyczajowych. Słowem, jego
książki nie powalają na kolana. Natomiast mają w sobie coś, co
bardzo mnie przyciąga, co sprawia, że pomimo dość monotonnego
prowadzenia fabuły, czuję się wciągnięta w wydarzenia i czuję
ciekawość. Poza tym ta ponura atmosfera beznadziejności.
Reykjavik,
tuż
przed Bożym Narodzeniem. W dość sporym hotelu, w pomieszczeniach
piwnicznych zostaje znalezione ciało mężczyzny. Ubrany w strój
Mikołaja, z opuszczonymi spodniami, zadźgany nożem. Okazuje się,
że mężczyzna pracował w hotelu jako portier, pomieszkiwał w
piwnicy a w święta grał rolę Świętego Mikołaja. Dlaczego
został zabity i kim był naprawdę? Do tej prawdy próbuje się
dogrzebać Erlendur Sveinsson, komisarz policji,
mężczyzna nękany swoimi zmorami, człowiek niezwykle samotny i
specyficzny.
W toku śledztwa powoli wyłania się z mgły obraz
człowieka, jakim była ofiara. I to mi się w książkach autora
bardzo podoba. Nie skupia się na powalającej akcji, lecz na
szczegółowym przedstawieniu bohaterów, powolnym odkrywaniu prawdy,
rysowaniu sylwetek ludzi, którzy są zwyczajni, którzy mogliby być
nami. Przy okazji lepiej poznajemy komisarza, który jest swoistą
postacią. Nie gnębią go nałogi, nie ma dziwnych upodobań, to
zwyczajny facet, którego nękają duchy przeszłości. Facet, który
próbuje ułożyć swoje stosunki z córką, poradzić sobie z
samotnością, nauczyć się żyć z czymś, co miało wpływ na całą
jego przyszłość. Dobry policjant, spokojny, zraniony człowiek. A
kim jest ofiara? Dlaczego mieszkał w piwnicy hotelu i nie utrzymywał
od lat kontaktów z rodziną? Dlaczego jedyną ozdobą jego pokoju
jest plakat Shirley Temple?
„Głos” na pewno nie spodoba się każdemu. To
powolne śledztwo, przetykane osobistymi rozterkami komisarza. To
klasyczny kryminał, z dość ponurą atmosferą, pozbawiony werwy,
spokojny, monotonny, lecz nie nudny. Autor skupia się w nim na
problemie, z jakim boryka się wielu rodziców. Do jakiego stopnia
rodzic może ingerować w rozwój swojego dziecka? Jak może się
skończyć kreowanie dziecka na kogoś, kim dziecko nie chce być?
Czy warto realizować swoje marzenia poprzez dziecko, niszczyć mu
dzieciństwo w imię własnych o nim wyobrażeń?
Jeśli chodzi o mnie, jestem zadowolona z tej
lektury, chociaż przeczytanie tej dość krótkiej książki zajęło
mi sporo czasu. To książka, którą trzeba co jakiś czas odkładać,
gdyż zaraża ponurym nastrojem. Niełatwa. Dobra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie krępuj się! Powiedz co o tym sądzisz:)