"Kłamstwo, gniew, kradzież zostały przez człowieka obłaskawione i udomowione niczym psy, stając się jego nieodłącznymi towarzyszami. Żywiąc się zazdrością, dumą swych właścicieli czy zatajonymi słowami. grzechy każdego dnia wzrastają w siłę, oplatając człowieka lepką pajęczyną."
Wydawnictwo: Initium
Cykl: Brat Gotfryd ( tom II )
Rok wydania: 2018
Ilość stron: 352
Kraj:Polska
Akcja drugiej części przygód inkwizytora Gotfryda rozpoczyna się sześć lat po wydarzeniach opisanych w "Pękniętej koronie". Tym razem przenosimy się do Austrii, gdzie właśnie ma się rozpocząć turniej rycerski. Z tej okazji w zamku Rappottenstein spotykają się wojowie z wielu ościennych krain, w tym również z Polski. Atmosfera, początkowo radosna i beztroska, szybko przeradza się w pełną podejrzliwości i ukrytych intryg, a to za sprawą grasujących wśród rycerzy skrytobójców. W dojściu do prawdy Gotfrydowi pomagają dwaj towarzysze, z którymi już kiedyś miał przyjemność pracować. Jaksa i Lambert w między czasie próbują również pomóc w odnalezieniu sprawcy krwawych mordów, których ofiarami są okoliczni chłopi. Pozbawione głów zwłoki, wyryte na drzewach obrazki i słowa, niespotykana brutalność ataków sprawiają, że okoliczna ludność zaczyna wierzyć w ożywieńca, Titivillusa - demona słów.
Muszę przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. "Pęknięta korona" mi się podobała, jednak miałam co do niej kilka zastrzeżeń. Przede wszystkim w "Czarcich słowach" wreszcie trochę lepiej poznałam brata Gotfryda. Nadal jest on dosyć tajemniczą osobą, niemniej autor odkrywa trochę jego przeszłości. Po drugie akcja jest znacznie bardziej dynamiczna. Podobały mi się opisy dotyczące turnieju rycerskiego. Chrzęst blachy, tętent kopyt, gwar widzów. Plastyczny język pozwala pracować wyobraźni, wczuć się w klimat średniowiecznych potyczek, poczuć niepokój i napięcie spowodowane licznymi intrygami. Dialogi są na znacznie lepszym poziomie niż w poprzedniej części, przy czym zachowany został swoisty, ironiczny humor. Nadal zachwyca stylizacja języka. Dodatkowym smaczkiem są łacińskie wstawki, zawsze doskonale dopasowane do okoliczności.
Nasi bohaterowie trochę się zmienili w przeciągu tych sześciu lat. Choć Jaksa nadal jest wyszczekany i zadziorny, to nie pije już tyle i wiedzie osiadły tryb życia, a nawet posiada giermka. Lambert również się ustatkował, a nawet ożenił. Obaj wskoczyliby za sobą w ogień i są przykładem prawdziwej męskiej przyjaźni. Dialogi tej dwójki niejednokrotnie wywoływały uśmiech na mojej twarzy. Jak już pisałam, brat Gotfryd stał się dla mnie trochę mniej tajemniczy, a to dzięki odsłonięciu kawałka jego przeszłości z czasów, kiedy jeszcze nie był inkwizytorem.
Tempo powieści jest dosyć miarowe i dynamiczne, głównie za sprawą dwuwątkowości. Trójka bohaterów próbuje rozwikłać intrygę wśród szlachetnie urodzonych, mogącą doprowadzić do wojny, i jednocześnie pracują nad złapaniem Titivillusa, siejącego panikę wśród okolicznych mieszkańców. Przyznaję bez bicia, że znacznie bardziej podobał mi się drugi wątek. Po pierwsze dlatego, że dotyczy on wierzeń ludowych, jak również dlatego, że niekiedy ociera się o grozę. Poza tym rozwiązanie tego wątku mocno mnie zasmuciło. Natomiast akcja dziejąca się na zamku przytłaczała mnie nazwiskami i tytułami. Czasami musiałam się mocno zastanawiać kto jest kim i po czyjej stronie. Ale to właściwie jedyny minus tej książki.
"Czarcie słowa" to kawał dobrze napisanej powieści historyczno- kryminalnej, z nutką grozy i dużą dawką humoru. Znakomicie wystylizowany język pasujący do epoki, dobre, plastyczne opisy, ciekawi bohaterowie oraz dynamiczne tempo akcji sprawiają, że powieść czyta się z dużą przyjemnością. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie krępuj się! Powiedz co o tym sądzisz:)