"To wyszło spomiędzy drzew. Mężczyzna. Bardzo wysoki. Miał co najmniej dwa metry wzrostu. Wyjąwszy rozpiętą szpitalną koszulę, był nagi. Starała się nie patrzeć na owłosienie u dołu, ale kątem oka dostrzegła linię szwów biegnącą poprzez brzuch. Niektóre się rozerwały i widziała różowe rany; nie krwawiły, tak jak sztuczne filmowe rany z farby i wosku. Kiedy się zbliżał, obwisła skóra przesuwała się w górę i w dół po żebrach. Przez chwilę nie wiedziała co się dzieje, ale potem zrozumiała. Skóra podskakiwała, bo on biegł prosto w jej stronę!"
Tytuł oryginału: The missing.
Wydawnictwo: Amber
Rok wyd:2010
Stron:300
Kraj:Stany Zjednoczone
|
Miasteczko Corpus Christi, położone w środkowym Maine słynie z tego, że tutaj każdy ma jakieś zajęcie. Zamieszkane przez lekarzy, nauczycieli, naukowców i bankierów, słynie z najlepiej wyposażonego szpitala, świetnej szkoły i samowystarczalności mieszkańców. Panuje tu spokój i wręcz sielankowy nastrój, każdy robi swoje a dzieci nie muszą się niczego bać. Zdarzają się oczywiście nieporozumienia, drobne wyskoki nieletnich czy tragedie rodzinne. Ot, zwykłe miasteczko, które ustrzegło się kryzysu bezrobocia. Jedynym mankamentem tej miejscowości jest sąsiedztwo z Bedford, w którym pewnej wiosny spaliła się papiernia. Zbyt duże stężenie wytworzonej siarki sprawiło, że katastrofa ekologiczna spustoszyła Bedford pociągając za sobą bogatego sąsiada. Teraz Bedford straszy wyschniętymi drzewami, pustymi domami, brakiem zwierzyny. I chociaż inspektorzy sanitarni stwierdzili, że nie ma już żadnego zagrożenia, ludzie unikają tamtejszych lasów. Do czasu szkolnej wycieczki.
Louis jest nauczycielką w tutejszej szkole. Nie jest zbyt zadowolona ze swojego życia, kiedyś chciała wyjechać, miała szansę studiować, lecz zrezygnowała, by być ze swoim chłopakiem . Teraz jej świat się zawalił. Chłopak ją rzucił dla jej przyjaciółki a ona właśnie się dowiedziała, że jest w ciąży. I choć nie ma ochoty na tę wycieczkę, która była zaplanowana już jakiś czas temu, wsiada razem z dziećmi do autokaru i wyrusza do Bedford. Ma tylko nadzieję, że największy rozrabiaka w klasie, James, nie wywinie jej jakiegoś numeru. Wycieczka nie jest udana. Nie ma tutaj nic do oglądania. Domy straszą pustką, lasy wymarciem i wszechobecną ciszą. W drodze powrotnej Lois stwierdza, że zgubiła jedno dziecko. James zniknął. Zakrojone na szeroką skalę poszukiwania niestety nie przynoszą efektów. Zamiast tego po kilku dniach zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Ludzie chorują. Zwierzęta znikają.
W krótkim czasie zaraza rozprzestrzenia się na coraz większą skalę. Zaczynają znikać kolejni ludzie. Szpital jest przepełniony. Niektórzy pacjenci umierają zaduszeni własną flegmą. Inni zaczynają przejawiać agresję. Miasteczko zostaje odizolowane przez władze, lecz zaraza już zdążyła wyciec na zewnątrz. Zło, które wykopał w lesie James, zbiera coraz większe żniwo, sprawia, że sąsiad atakuje sąsiada a syn zabija matkę. Nikt nie jest bezpieczny. A zdrowych jest coraz mniej.
Akcja książki dzieje się głównie w Corpus Christi. Autorka skupiła się na kilku postaciach opisując je dokładnie, natomiast cała reszta pozostaje w tle. Rodzina, która gra tu główne skrzypce to Meg, Fenstad i ich córka Maddie. On jest psychiatrą w tutejszym szpitalu, ona czasami coś pisuje do czasopisma. Córka ma osiemnaście lat i jest zakochana w meksykańskim chłopaku. Poznajemy również kilka pacjentek Fenstada, byłego chłopaka Lois i jej byłą przyjaciółkę oraz rodzinę zaginionego Jamesa. Mamy możliwość wejść do ich domów, pokisić się w ich sosie, poznać ich sekrety. Kiedy wybucha zaraza każda z tych postaci ma swoją rolę do odegrania, lecz my przebywamy głównie z Meg i Fenstadem.
Atmosfera powieści jest gęsta, mroczna a od połowy dość makabryczna. Autorka nie szczędzi na opisach kanibalizmu, morderstw pomiędzy członkami rodzin. W zarażonych ludziach rodzą się najgorsze instynkty, kieruje nimi głód krwi, przemieniają się w coś, co przypomina zombie, lecz nimi nie jest. Śpią w dzień ale się nie chowają. Ich rany się błyskawicznie goją. Mają wspólną jaźń. Żywią się mięsem i krwią. Zarażają przez ugryzienie ale to wirus zawarty w ich krwi wybiera nosicieli. Ten wirus jest istotą myślącą.
W książce autorka skupiła się głównie na relacjach międzyludzkich, bo to one są tutaj najważniejsze. Mam wrażenie, że poprzez zarazę chciała obnażyć zakłamanie, zawiść, nienawiść, które drążą ludzi sobie najbliższych. Połączenie horroru z obyczajówką dało średni efekt. Podobał mi się styl autorki, jej sposób kreowania bohaterów a nawet drastyczność opisów. Mam zastrzeżenia co do akcji, która jest bardzo nierówna i do zakończenia, w którym zabrakło mocniejszego akcentu. Sam pomysł fajny, wykonanie bez zarzutu, brakuje trochę głębi, rozwinięcia i odpowiedzi na najważniejsze dla mnie pytanie.
Całościowo odebrałam książkę dosyć pozytywnie. Nie jest to typowy horror, chociaż mnóstwo tu krwi, flaków i innych obrzydliwości. Klimat powieści jest dobrze stworzony, małe miasteczko, zaściankowość, ludzkie ciemne sekrety, narastające napięcie i wreszcie ciągły koszmar. Nie zapadnie mi na dłużej w pamięci, czytało się jednak dobrze.
Książka do wygrania w konkursie "Zielono mi"
Napisane dla
Zapraszam |
Książka raczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńNie lubię, gdy po książce błąkają się flaki i jest pełno krwi. Raczej sobie odpuszczę ;)
OdpowiedzUsuńMimo iż lubuję się w takich klimatach jakoś nie przekonuje mnie ta książka do siebie...
OdpowiedzUsuńBardzo fajna recenzja :)
Świetny blog, może wspólna obserwacja? :)
mlwdragon.blogspot.com
O mocna lektura, nie czytałam jej.
OdpowiedzUsuńnie przepadam za flakami itp. rzeczami w książce wolę klimat grozy bez tego...
OdpowiedzUsuń