Wiem, że każdy z Was to czuje i wiem, że każdy o tym myśli, ale kurczę, no zwyczajnie nie mam pojęcia kiedy minął styczeń! To jakaś masakra z tym upływem czasu;p
Styczeń, jaki był, każdy widział. Dla mnie bardziej przypominał marzec, z wiecznym deszczem, chlapą, sporadycznym śniegiem i ciągłymi wiatrami. Nad morzem śnieg leżał trzy dni a jego warstwa miała jakieś trzy centymetry. Ja osobiście za śniegiem nie tęsknię ale powiem Wam, że żal mi jest dzieciaków. Mój syn ma dziesięć lat i ulepił w życiu może z pięć bałwanów, parę razy jeździł na sankach a i to ledwie pamięta. Moje zimy wyglądały zupełnie inaczej. Trzy bite miesiące leżało tyle śniegu, że można było kopać tunele. Łyżwy, narty, śnieżne bitwy, budowanie igloo czy fortecy. A teraz? Naprawdę żal. No ale ja nie o tym miałam pisać. Styczeń czytelniczo mnie zadowolił, bo i lektury w większości udane, i czasu było więcej. Udało mi się przeczytać trzynaście książek.
"Dom służących" - Kathleen Grissom zabrała mnie w czasy niewolnictwa i parę razy udało jej się zagotować we mnie krew.
"Myszy i ludzie" - John Steinbeck udowodniła, że można pisać prosto, krótko i na temat.
"Blask wolności" - Kathleen Grissom, czyli świetna kontynuacja "Domu służących" , pokazała, że uciec, nie zawsze znaczy odzyskać wolność.
"Przeczywistość" - Marek Zychla usadziła mnie na tapczanie, w ręce włożyła pluszaka i przeniosła do wyimaginowanego świata, który na chwilę zawładnął moim umysłem.
"Perfekcjonista" - Helen Fields pozwolił mi zamieszkać w głowie szaleńca i dostarczył sporo wrażeń.
"Dobrzy ludzie muszą umrzeć" - Helen Fields, kontynuacja "Perfekcjonisty", zaspokoiła moją ciekawość co do dalszych losów pary policjantów i podarowała sporą dawkę makabry.
"40 godzin" - Kathrin Lange może nie była najlepszą książką sensacyjną, jednak podobał mi się sposób, w jaki autorka łamie stereotypy.
"Miasto świętych i złodziei" - Natalie C. Anderson rzuciła mnie w gąszcz kenijskich uliczek, powiodła do Konga i wraz z młodą bohaterką nakazała szukać prawdy o morderstwie.
"Cień bestii" - Cody McFadyen zdecydowanie zwiększyła mi poziom adrenaliny we krwi i pozwoliła poznać tajniki pracy FBI.
"Obrońca" - G.X. Todd mnie nie powaliła ale jako typowo rozrywkowa powieść postapokaliptyczna spełniła swoje zadanie.
Oprócz tych książek, które udało mi się zrecenzować, przeczytałam jeszcze kilka, o których albo nie chciałam, albo nie zdążyłam napisać.
Największym rozczarowaniem tego miesiąca była książka "Mroczny zaułek". No dawno się tak nie wynudziłam przy lekturze. Coś, co miało być wciągającym thrillerem, okazało się rozwlekłą, zapełnioną zbędnymi szczegółami opowieścią o dojrzałej kobiecie zdradzającej męża. Najciekawsza część powieści to momenty rozgrywające się w sądzie, ale dojście do tych fragmentów było dla mnie gehenną.
Niewiele lepsza, chociaż zdecydowanie bardziej wciągająca, okazała się "Restart". Liczyłam na fajną młodzieżówkę. Pomysł restartowania ludzi po śmierci wydawał mi się bardzo ciekawy, i ten wątek był naprawdę fajny, podobnie jak pierwsza część książki, opisująca życie restartów. Później niestety zrobiło się przewidywalnie a wątki miłosne zabiły zarówno akcję, jak i sympatię do bohaterki.
Na sam koniec zostawiłam książkę, którą skończyłam czytać dosłownie z godzinkę temu. Książkę, która swą premierę będzie miała 26 lutego, którą zaczęłam czytać z nastawieniem na sympatyczną obyczajówkę, a która nie jeden raz wbiła mnie w fotel i okazała się najlepszą książką obyczajową, jaką czytałam w ciągu kilku ostatnich lat.
"Historia złych uczynków" Katarzyny Zyskowskiej zaskakuje czytelnika rozwojem wydarzeń, wzrusza ludzkim nieszczęściem, przeraża głębią podłości, a przy tym wywołuje ciarki niejednoznacznością niektórych sytuacji. W niesamowitym stylu autorka splotła losy kilku pokoleń, wiążąc je miłością, nienawiścią i zemstą. Wypełniona tajemnicami opowieść nie pozwala się od siebie oderwać, jednocześnie wymuszając momenty zadumy. Przeszłość, która powraca. Fatum, od którego nie ma ucieczki. Miłość, której nie można się oprzeć. Powieść, do której się wraca.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o styczeń. Czytaliście którąś z tych pozycji? Macie zamiar?
Styczeń, jaki był, każdy widział. Dla mnie bardziej przypominał marzec, z wiecznym deszczem, chlapą, sporadycznym śniegiem i ciągłymi wiatrami. Nad morzem śnieg leżał trzy dni a jego warstwa miała jakieś trzy centymetry. Ja osobiście za śniegiem nie tęsknię ale powiem Wam, że żal mi jest dzieciaków. Mój syn ma dziesięć lat i ulepił w życiu może z pięć bałwanów, parę razy jeździł na sankach a i to ledwie pamięta. Moje zimy wyglądały zupełnie inaczej. Trzy bite miesiące leżało tyle śniegu, że można było kopać tunele. Łyżwy, narty, śnieżne bitwy, budowanie igloo czy fortecy. A teraz? Naprawdę żal. No ale ja nie o tym miałam pisać. Styczeń czytelniczo mnie zadowolił, bo i lektury w większości udane, i czasu było więcej. Udało mi się przeczytać trzynaście książek.
"Dom służących" - Kathleen Grissom zabrała mnie w czasy niewolnictwa i parę razy udało jej się zagotować we mnie krew.
"Myszy i ludzie" - John Steinbeck udowodniła, że można pisać prosto, krótko i na temat.
"Blask wolności" - Kathleen Grissom, czyli świetna kontynuacja "Domu służących" , pokazała, że uciec, nie zawsze znaczy odzyskać wolność.
"Przeczywistość" - Marek Zychla usadziła mnie na tapczanie, w ręce włożyła pluszaka i przeniosła do wyimaginowanego świata, który na chwilę zawładnął moim umysłem.
"Perfekcjonista" - Helen Fields pozwolił mi zamieszkać w głowie szaleńca i dostarczył sporo wrażeń.
"Dobrzy ludzie muszą umrzeć" - Helen Fields, kontynuacja "Perfekcjonisty", zaspokoiła moją ciekawość co do dalszych losów pary policjantów i podarowała sporą dawkę makabry.
"40 godzin" - Kathrin Lange może nie była najlepszą książką sensacyjną, jednak podobał mi się sposób, w jaki autorka łamie stereotypy.
"Miasto świętych i złodziei" - Natalie C. Anderson rzuciła mnie w gąszcz kenijskich uliczek, powiodła do Konga i wraz z młodą bohaterką nakazała szukać prawdy o morderstwie.
"Cień bestii" - Cody McFadyen zdecydowanie zwiększyła mi poziom adrenaliny we krwi i pozwoliła poznać tajniki pracy FBI.
"Obrońca" - G.X. Todd mnie nie powaliła ale jako typowo rozrywkowa powieść postapokaliptyczna spełniła swoje zadanie.
Oprócz tych książek, które udało mi się zrecenzować, przeczytałam jeszcze kilka, o których albo nie chciałam, albo nie zdążyłam napisać.
Największym rozczarowaniem tego miesiąca była książka "Mroczny zaułek". No dawno się tak nie wynudziłam przy lekturze. Coś, co miało być wciągającym thrillerem, okazało się rozwlekłą, zapełnioną zbędnymi szczegółami opowieścią o dojrzałej kobiecie zdradzającej męża. Najciekawsza część powieści to momenty rozgrywające się w sądzie, ale dojście do tych fragmentów było dla mnie gehenną.
Niewiele lepsza, chociaż zdecydowanie bardziej wciągająca, okazała się "Restart". Liczyłam na fajną młodzieżówkę. Pomysł restartowania ludzi po śmierci wydawał mi się bardzo ciekawy, i ten wątek był naprawdę fajny, podobnie jak pierwsza część książki, opisująca życie restartów. Później niestety zrobiło się przewidywalnie a wątki miłosne zabiły zarówno akcję, jak i sympatię do bohaterki.
Na sam koniec zostawiłam książkę, którą skończyłam czytać dosłownie z godzinkę temu. Książkę, która swą premierę będzie miała 26 lutego, którą zaczęłam czytać z nastawieniem na sympatyczną obyczajówkę, a która nie jeden raz wbiła mnie w fotel i okazała się najlepszą książką obyczajową, jaką czytałam w ciągu kilku ostatnich lat.
"Historia złych uczynków" Katarzyny Zyskowskiej zaskakuje czytelnika rozwojem wydarzeń, wzrusza ludzkim nieszczęściem, przeraża głębią podłości, a przy tym wywołuje ciarki niejednoznacznością niektórych sytuacji. W niesamowitym stylu autorka splotła losy kilku pokoleń, wiążąc je miłością, nienawiścią i zemstą. Wypełniona tajemnicami opowieść nie pozwala się od siebie oderwać, jednocześnie wymuszając momenty zadumy. Przeszłość, która powraca. Fatum, od którego nie ma ucieczki. Miłość, której nie można się oprzeć. Powieść, do której się wraca.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o styczeń. Czytaliście którąś z tych pozycji? Macie zamiar?