wtorek, 6 października 2020

Dacie wiarę? To już rok, jak przestałam pisać na blogu!

 Nie zliczę ile razy trzymałam strzałkę myszki na ikonie bloga. Chciałam, nie chciałam, kusiło, byłam twarda. Był czas, że nie wyobrażałam sobie dnia bez przeczytania chociaż kilku stron książki. Był czas, kiedy po prostu musiałam opisać wrażenia po skończonej lekturze. I nagle przestałam zarówno czytać, jak i mieć ochotę na pisanie czegokolwiek. Oczywiście nie zaprzestałam czytania całkowicie. Jednak z 10-12 książek miesięcznie, zrobiła się książka jedna. Jedna! toż to szok i niedowierzanie. Bywają dni, kiedy nie czytam wcale. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Nadal kocham książki. Nadal mam ich w nadmiarze. Zrezygnowałam jednak z Legimi. Nie chodzę do biblioteki. Kochałam chodzić do biblioteki!!! Powiem Wam, że kompletnie nie pojmuję co się ze mną stało. Totalny mol książkowy, jakim byłam od dziecka, nagle przestał czytać. I muszę przyznać bez bicia, że nie przeszkadza mi za bardzo ten stan. Przestałam mieć parcie na nowości, nie ścigam się już z czasem przy przewracaniu stronic. Choć nadal zadziwia mnie brak wewnętrznego przymusu czytania, zaczęło mi być z tym dobrze. Powiem Wam też, że brakowało mi bloga. Przestałam czytać, siłą rzeczy przestałam pisać. A co za tym idzie, przestałam tu nawet zaglądać. Bo za każdym razem jak tu weszłam, czułam pustkę. Wiem, nie zaczyna się stania od "bo". Na szczęście jestem u siebie, piszę co chcę i będę zaczynała zdania od "bo", "albo" i "więc":)

Czemu w ogóle tu teraz siedzę i piszę te bzdety, których pewnie nikt nie przeczyta? Nie mam pojęcia. Poczułam nagłą potrzebę wejścia, zajrzenia do starego życia. Brakuje mi Was, ot co:) 

Rok to ogrom czasu. Nie jestem już tą osobą, która pisała tutaj przez kilka lat. Ci, którzy tu zaglądali, zapewne zauważą różnicę. Moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, wręcz stanęło na głowie, robiąc ze mnie osobę, jaką teraz jestem. I wiecie co? Lubię tę osobę o wiele bardziej od tamtej, choć jej oczywiście też nic nie brakowało:D Jestem wolna. Przestałam się przejmować pierdołami. Mało co jest w stanie mnie ruszyć ( nie mylić ze wzruszyć ). Mam męża, który daje mi wolność. Mam dzieci, które napawają mnie dumą. Mam pracę, która każdego dnia pokazuje mi jacy jesteśmy maluczcy i jak niewiele znaczy to wszystko, do czego całe życie biegniemy. Wiecie, to chyba właśnie ta praca, praca ciężka fizycznie i bardzo wykańczająca psychicznie, pozwoliła mi się wyzwolić z życia w schemacie, życia według od dziecka wbijanych zasad, życia w biegu, życia w klatce. Pokazała mi kim stanie się większość z nas, jak bezsensowny jest wyścig szczurów i ubieganie się o przychylność ludzi, którzy kompletnie na to nie zasługują. Nie zależy mi już, żeby każdy mnie lubił. Mam w głębokim poważaniu to, co myślą o moim życiu inni. Jestem szczęśliwa, moje dzieci są zdrowe, mam gdzie mieszkać i co jeść. Że skromnie? I dobrze. Czuję głęboką pokorę. Czuję radość życia. Widzę drobiazgi otaczające mnie w naszym pięknym, niedocenianym świecie. Otworzyłam oczy. Wiem, brzmię jak nawiedzona:) Nie jestem. 

Kochani zapomniani. Tęskniłam. Myślałam. Dojrzałam. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu zajrzy, że nie zniknęłam całkowicie ze strefy blogowej. Wprawdzie nie mam pojęcia po co to napisałam ale jest mi z tym znacznie lżej, znaczy się miało jakiś sens. Przynajmniej dla mnie:) 

Serdeczne pozdrowienia dla moich ulubionych blogerów, oni będą wiedzieć, że o nich chodzi:)

Mam ochotę krzyknąć KOCHAM WAS ale to już by była przesada:D

Być może do następnego, może książkowego, a może bzdetnego. Żyjcie dobrze.


(Tę książkę zaczęłam czytać w sierpniu:))) i jeszcze jej nie skończyłam. Szok )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie krępuj się! Powiedz co o tym sądzisz:)