Moja opinia:
Rok 1920.Liverpool.Młoda Brenna wraz z mężem Colmem i dwoma małymi synami czeka w deszczu na pojawienie się brata Colma-Paddego,który ma ich zaprowadzić do nowego domu. Lecz Paddy się nie zjawia a Brenna zaczyna rodzić. Zrozpaczona szuka schronienia przed tylnym wejściem do czyjegoś domu,tam znajduje ją Nancy-gosposia i pomaga jej przy porodzie.Na świat przychodzi Cara.
W tym samym czasie,w tym samym domu,piętro wyżej Eleonor również męczy się przy porodzie. Marcus,jej mąż,uważa,że te krzyki i jęki są zbędne,że żona robi zamieszanie przy czymś tak prostym jak poród. Nie są szczęśliwym małżeństwem,nie ma w nim ani miłości ani nawet przyjaźni. Mają już jedno dziecko,syna Anthonego,którego Marcus nie akceptuje i uważa za upośledzonego.Chłopak mimo sześciu lat nic nie mówi i Marcus ma obawy,czy następne dziecko będzie zdrowe.Wbrew jego przewidywaniom na świat przychodzi zdrowa dziewczynka-Sybil. I to ona w niedługim czasie zawojuje serce ojca i stanie się kobietą jego życia.
"Wrześniowe dziewczynki" to świetnie napisana saga,która prowadzi nas od urodzenia dziewczynek,poprzez ich dorastanie i wojenną zawieruchę aż po koniec wojny. Poznajemy losy dwóch rodzin,które tej wrześniowej nocy połączył los już na zawsze.
Ksiązka jest wzruszającą,ciepłą opowieścią,napisaną plastycznym językiem. Wciąga i zaciekawia sprawnie prowadząc nas przez 25 lat życia rodzin.Jedyne czego mi w niej brakowało to większego skupienia na postaci Sybil.Odniosłam wrażenie,że autorka wolała opisywać losy Cary.
Przeczytałam ją z wielką przyjemnością pomimo tego,że nie przepadam za powieściami obyczajowymi.
Przeczytane w ramach wyzwania:
Rok 1920.Liverpool.Młoda Brenna wraz z mężem Colmem i dwoma małymi synami czeka w deszczu na pojawienie się brata Colma-Paddego,który ma ich zaprowadzić do nowego domu. Lecz Paddy się nie zjawia a Brenna zaczyna rodzić. Zrozpaczona szuka schronienia przed tylnym wejściem do czyjegoś domu,tam znajduje ją Nancy-gosposia i pomaga jej przy porodzie.Na świat przychodzi Cara.
W tym samym czasie,w tym samym domu,piętro wyżej Eleonor również męczy się przy porodzie. Marcus,jej mąż,uważa,że te krzyki i jęki są zbędne,że żona robi zamieszanie przy czymś tak prostym jak poród. Nie są szczęśliwym małżeństwem,nie ma w nim ani miłości ani nawet przyjaźni. Mają już jedno dziecko,syna Anthonego,którego Marcus nie akceptuje i uważa za upośledzonego.Chłopak mimo sześciu lat nic nie mówi i Marcus ma obawy,czy następne dziecko będzie zdrowe.Wbrew jego przewidywaniom na świat przychodzi zdrowa dziewczynka-Sybil. I to ona w niedługim czasie zawojuje serce ojca i stanie się kobietą jego życia.
"Wrześniowe dziewczynki" to świetnie napisana saga,która prowadzi nas od urodzenia dziewczynek,poprzez ich dorastanie i wojenną zawieruchę aż po koniec wojny. Poznajemy losy dwóch rodzin,które tej wrześniowej nocy połączył los już na zawsze.
Ksiązka jest wzruszającą,ciepłą opowieścią,napisaną plastycznym językiem. Wciąga i zaciekawia sprawnie prowadząc nas przez 25 lat życia rodzin.Jedyne czego mi w niej brakowało to większego skupienia na postaci Sybil.Odniosłam wrażenie,że autorka wolała opisywać losy Cary.
Przeczytałam ją z wielką przyjemnością pomimo tego,że nie przepadam za powieściami obyczajowymi.
Przeczytane w ramach wyzwania:
Autorka rzuciła mi się już w oczy przy okazji jakiejś innej książki. Podobno dobrze pisze, mam nadzieję, że kiedyś i ja się o tym przekonam. Lubię takie obyczajówki.
OdpowiedzUsuńNa książkę poluję już od dłuższego czasu, czekam aż pojawi się w mojej bibliotece. Autorka zbiera same pozytywne opinie, a poza tym lubię takie obyczajowe historie.
OdpowiedzUsuńChciałabym przeczytać - o autorce czytałam wiele dobrego, ale jeszzcze żadna jej książka nie wpadła mi w ręce.
OdpowiedzUsuńTeż nie przepadam za powieściami obyczajowymi, ale skoro tobie książka przypadła do gustu, to i ja dam jej szansę :)
OdpowiedzUsuńLubię książki obyczajowe. Może kiedyś po nią sięgnę, jak tylko uda mi się wygospodarować trochę wolnego czasu :)
OdpowiedzUsuń