piątek, 27 lutego 2015

"Krüger. Szakal" - Marcin Ciszewski

"Kruger urodził się osiemnaście lat wcześniej i przez blisko dwie dekady jego życie obfitowało w taką ilość dramatycznych wydarzeń, że można by nimi obdzielić kilka życiorysów po brzegi wypełnionych emocjami. Więc dlaczego wtedy? Już odpowiadam. Ponieważ w tamten mglisty poranek na ulicach zawieszonej pomiędzy wojną a pokojem niegdysiejszej stolicy Rzeczpospolitej po raz pierwszy skrzyżowały się drogi dwóch śmiertelnych wrogów."
Wydawnictwo: Znak 
    Rok wyd:2014
 Cykl: Willhelm Krüger (tom 1)
Stron:389
Kraj:Polska
Opisałam również: " Mróz" , "www.ru2012.pl"

Ciszewski to jeden z moich ulubionych polskich pisarzy. Jego książki są z reguły naładowane akcją, męskie, twarde i wciągające. Typowo rozrywkowe powieści, od których ciężko się oderwać.
Nowy cykl zapowiada się świetnie, jednak jest to zupełnie inna bajka niż poprzednie książki autora.
Przede wszystkim tło akcji nie jest umiejscowione, jak zwykle, w teraźniejszości, lecz cofamy się do lat 1901 -1918. Druga rzecz to fabuła, która nie jest naszpikowana akcją, chociaż nie można powiedzieć, że nic się nie dzieje. Z reguły u Ciszewskiego mamy do czynienia z jakimś twardym, uchodzącym cało ze śmiertelnych wydarzeń, bohaterem. Tym razem również mamy kogoś takiego, jednak jest on młodym chłopakiem, który dopiero poznaje życie. Jest twardy, wyćwiczony, jego umiejętności strzeleckie są bliskie ideału, natomiast żyjąc zawsze pod czyjąś kuratelą nie nauczył się życia w pojedynkę. Ale do rzeczy.
Przy ognisku siedzi dwóch mężczyzn, Starzec i bezimienny człowiek, który zaczyna opowieść o Krugerze. Dzięki tej opowieści, wtrącanej od czasu do czasu pomiędzy inne wydarzenia, poznajemy historię młodego chłopaka, który od najmłodszych lat ciężko pracuje, by zadowolić swojego opiekuna. Wraz z Cyganem, dwa lata starszym, mają zostać najlepszymi cyrkowcami. Wyćwiczeni morderczymi treningami potrafią niemal wszystko. W momencie, kiedy mają być sprzedani do cyrku, zgłasza się po nich Mentor. Płaci więcej i dostaje chłopców. Od tej pory Mentor, Cygan i Kruger tworzą grupę nieuchwytnych złodziei, najlepszych z najlepszych.
Pewnego dnia przychodzi moment, w którym nie wszystko idzie według planu. Napad na bank kończy się śmiercią dwóch ludzi a złodzieje muszą zatrzeć za sobą wszystkie ślady. Lecz ktoś ich widział. Ktoś, kto rozpoznał w Krugerze cel . Dlaczego od tej pory będzie szedł śladem Wilka i zmieni jego życie w śmiertelną rozgrywkę? tego musicie dowiedzieć się sami.

Akcja książki dzieje się po części w Warszawie, po części we Lwowie. Jest schyłek I wojny światowej, mocarstwa się rozpadają, we Lwowie zaczynają się walki pomiędzy Polakami a Ukraińcami. Nastaje czas, kiedy Polska może wreszcie osiągnąć niepodległość. Lwów staje się miastem spornym, do którego prawa roszczą sobie dwa narody. To tutaj właśnie mieszczą się mieszkania Mentora, Cygana i Krugera, który mieszka ze swoją piękną, niewidomą siostrą.
Obraz walk jest bardzo realistyczny, klimat tamtych lat spłynął na mnie bez żadnych przeszkód, chociaż ja akurat za wątkami historycznymi nie przepadam. Tutaj nie przeszkadzało mi to wcale.

Wspomnieć trzeba również o komisarzu Waligórze, hipochondrycznym policjancie w dojrzałym wieku, któremu dostaje się sprawa napadu na bank. Waligóra słynie ze swojej skuteczności i chociaż te niespokojne czasy i rozchwiana sytuacja polityczna nie ułatwiają mu zadania, niebawem trafi na ślad prowadzący do Lwowa. W między czasie jednak trafia do niego zgłoszenie o następnej zaginionej młodej kobiecie. To już osiemnasta ofiara a Waligóra nie ma pojęcia, gdzie szukać sprawcy. Oba wątki sprawnie się ze sobą łaczą za sprawą Kolcowa, który stanie się śmiertelnym wrogiem Krugera.

Postaci w książce są bardzo dobrze wykreowane. Najbardziej rozbudowana jest postać Wilhelma Krugera, którego losy poznajemy za sprawą mężczyzny siedzącego przy ognisku. Lecz mamy także Cygana, przyjaciela i jednocześnie rywala z dzieciństwa, człowieka skrytego, małomównego i lojalnego, zakochanego w Ewelinie, siostrze Wilka. Mamy Ewelinę, kobietę niewidomą od urodzenia, posiadającą słuch absolutny, umiejącą wyczuć emocje otaczających ją osób. Mamy Mentora, starszego człowieka, który od wielu lat trzyma pod swymi skrzydłami cała trójkę. I mamy Kolcowa, który jest postacią nietuzinkową ale nie będę o nim pisała, bo warto poznać go osobiście:)

Cóż mogę dodać więcej? Książka bardzo mi się podobała, pomimo tego, że bardzo różni się od poprzednich książek autora. Moim zdaniem ta powieść nie ma wad. Świetnie skonstruowana fabuła, doskonałe pióro, realistycznie oddane czas i miejsce akcji, ciekawe, różnorodne postaci, zazębiające się wątki, no i końcówka, po której nie można nie czekać na ciąg dalszy. Polecam każdemu, kto ma ochotę znaleźć się we Lwowie ogarniętym niepodległościowymi walkami i przeżyć kryminalną przygodę z panem Ciszewskim.

Polacy nie gęsi...
Klucznik
Kapitan Żbik & Skandynawowie
Gra w kolory
Wyzwanie biblioteczne
W 200 książek dookoła świata
Czytam opasłe tomiska

czwartek, 26 lutego 2015

"Chór sierot" - Sophie Hannah

"Wydaje się, że mijają godziny, nim jestem na tyle blisko, by chwycić mojego zszokowanego syna. Przyciskam do siebie jego ciepłe ciało.
- Wychodzimy! - krzyczę.
Jeśli uda mi się dobiec do drzwi i wybiec na dziedziniec, wszystko będzie dobrze.
Biegnij. Biegnij."
Tytuł oryginału: The Orphan Choir.
Wydawnictwo: Burda
    Rok wyd:2014
Stron:269
Kraj:Wielka Brytania
Opisałam również: "Przemów i przeżyj" 

Louis i Stuart to zwykłe małżeństwo mieszkające w Cambridge. Mają siedmioletniego syna i to właśnie on staje się powodem starć pomiędzy zgodnymi do tej pory małżonkami. Louis, która nie należała do zaborczych matek, nie miała nic przeciwko zostawianiu syna od czasu do czasu z opiekunką, nie może sobie poradzić z nieobecnością Josepha. Joseph ma niezwykły talent muzyczny, dlatego został wybrany do prestiżowej szkoły kształcącej przyszłych muzyków. Reguły szkoły są surowe i dziecko musi zamieszkać w internacie, do domu wracając jedynie na przerwy semestralne. Rodzice mogą spotkać syna jedynie trzy razy w tygodniu podczas występów chóru w kościele. Lois nie może się z tym pogodzić, czuje się, jakby ktoś jej ukradł syna. Dodatkowe stresy przeżywa w związku z zachowaniem sąsiada, który kilka razy w miesiącu urządza u siebie zbyt głośne imprezy. Pomimo wielu jej interwencji, sąsiad nie zamierza rezygnować z nocnego zakłócania ciszy.Kobieta jest coraz bardziej załamana, czuje się zastraszona, dom przestał być azylem a stał się miejscem tortur. W niedługim czasie do głośnej muzyki dołaczają się o wiele cichsze utwory w wykonaniu chóru. Louis jest przerażona. Postanawia kupić luksusowy dom położony nad jeziorem, mając nadzieję na chwile ucieczki od miastowego zgiełku i uciążliwego sąsiada. Czy przeprowadzka pomoże ukoić jej zszargane nerwy i odbuduje więzi z mężem?

Historię poznajemy dzięki Louis oraz jej zapiskom w dzienniku hałasów. Obserwujemy coraz większe załamanie kobiety wykończonej rzekomymi prześladowaniami przez sąsiada, rozpad jej psychiki, popadanie w szaleństwo. Louis już sama nie wie, czy to, co słyszy jest rzeczywiste, czy może wszystko to sobie uroiła. Brak zrozumienia i wsparcia ze strony męża nie ułatwia sytuacji. Charakterystyce głównych postaci nie da się nic zarzucić, natomiast trochę mi przeszkadzało powolne tempo akcji. Cała sytuacja rozwija się powoli, zresztą chyba nie może być inaczej, skoro mamy patrzeć na powolne załamanie psychiki głównej bohaterki. Tak naprawdę akcja przyspiesza dopiero na ostatnik kartkach książki. Czy byłam przerażona? Nie, jednak poczułam lekki dreszczyk.  Niezbyt polubiłam główną bohaterkę, ale potrafiłam zrozumieć jej szaleństwo. Nie mogę pisać za wiele o fabule, bo łatwo tutaj zaspoilerować, trzeba samemu przejść tą drogę:) 
Warsztatowo pisarce nic nie brakuje, Hannah potrafi stopniować napięcie, ma lekkie pióro a jej dialogom nic nie brakuje. Klimat ze strony na stronę staje się coraz bardziej duszny, co jest dużym plusem książki. 
Do tej pory czytałam tylko thrillery tej autorki, które spełniły moje oczekiwania. "Chór sierot" napisany jest jako horror, lecz powiedziałabym, że ten horror jest bardzo delikatny.

Książka do wygrania w konkursie "Zielono mi"


wtorek, 24 lutego 2015

"Jedenaście" - Mark Watson

"- Mój ojciec powiedział mi kiedyś: pamiętaj, stary, że nikt na tym świecie nie ma pojęcia, co robi. Każdy po prostu stara się przeżyć kolejny dzień."
Tytuł oryginału: Eleven.
Wydawnictwo: Świat Książki
    Rok wyd:2011
Stron:288
Kraj:Wielka Brytania
Rzadko się zdarza, by książka obyczajowa, nie będąca sagą czy opowieścią o jakiejś życiowej tragedii aż tak mnie wciągnęła.Trzeba przyznać, że autor ma niesamowity talent operowania piórem. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, bo nie spodziewałam się, że książka aż tak mnie wciągnie.
Zaczynam czytać, poznaję bohatera. Xavier prowadzi nocną audycję w radio. Od dwunastej do czwartej w nocy staje się dla ludzi nie mogących spać kimś, z kim można dobrze spędzić czas. I tutaj następuje pierwszy moment w powieści, którym autor mnie porwał. Oto bowiem poczułam się, jakbym ulatywała ze studia radiowego, zataczała koła nad najbliższą okolicą i w między czasie zaglądała ludziom przez okna. Niesamowicie fajne wrażenie i chyba pierwszy raz mi się zdarzyło. Poznajemy zatem kilka przypadkowych osób wraz z ich przyszłością. Nie są to jednak długie opisy, raczej migawki. Przelatujemy przez ich życie i powracamy do studia, do Xaviera i jego przyjaciela Murraya, którzy właśnie udzielają porad słuchaczom. Xavier bowiem jest świetny w udzielaniu rad innym. Wzbudza zaufanie i potrafi odpowiednio dobrać słowa. Sam jednak kiepsko sobie radzi. Mieszka w Londynie od pięciu lat, nie ma innych przyjaciół poza Murrayem, z którym łączy go głównie praca. Nie ma dziewczyny, unika angażowania się w problemy innych ludzi. Żyje właściwie tak jakby trochę obok innych. Kiedy poznajemy go bliżej i dowiadujemy się o powodzie  wyjazdu z Australii (tam mieszkał prawie całe życie), jego zachowanie staje się bardziej zrozumiałe. Póki co, wracamy wraz z Xavierem do domu. Mijamy grupę nastolatków znęcających się nad młodszym chłopcem. Próbujemy interweniować, lecz wkrótce odpuszczamy. Nic na to nie poradzimy. Pozostawiając chłopca na pastwę losu, Xavier sprawia, że machina przeznaczenia, dotycząca w tym wypadku jedenastu osób, rusza z kopyta. W ciągu kilku tygodni od tego zdarzenia poznamy ciąg decyzji, jakie zostaną podjęte pod wpływem tamtego konkretnego braku zaangażowania. Jeden człowiek, podejmując taką a nie inną decyzję, sprawił, że życie jedenastu osób się zmieniło. Niesamowite i bardzo realne.

Oczarowała mnie ta książka. Spokojny, wręcz melancholijny sposób przekazania historii sprawia, że przepływamy przez życie bohaterów, obserwując zmiany, jakie zapoczątkował Xavier. Powieść daje do myślenia i zmienia sposób postrzegania świata. Świadomość, że każdy nasz czyn może wprawić w ruch taką falę zdarzeń sprawia, że zaczynamy zwracać baczniejszą uwagę na to co robimy czy mówimy. Wszystko w tej powieści mi pasowało. Nie znalazłam śladu przesady, nagięcia czytelnika do swej woli, wszystko jest bardzo realistyczne i pozbawione sztuczności..Postaci są bardzo naturalne, żyją obok nas, mijamy ich na ulicy każdego dnia. Możemy zmienić ich życie.
Styl książki jest lekki, nie przytłacza, chociaż początkowo można mieć lekki problem z dość sporą ilością bohaterów. Główny bohater z biegiem czasu zaczyna wychodzić do ludzi, zwracać uwagę na otoczenie. Polubicie go, bo nie ma za co go nie lubić. I zakończenie pewnie sprawi, że poczujecie lekki szok. Ja przynajmniej poczułam.I byłam zła. Jednak takie zakończenie ma swój sens i jak najbardziej pasuje do całości.
Szczerze polecam. Książka z przesłaniem, napisana pięknym stylem, wciągająca i otwierająca oczy na pewne oczywistości.

W 200 książek dookoła świata
Gra w kolory

Książka do wygrania w konkursie "Zielono mi"

poniedziałek, 23 lutego 2015

"W otchłani zła" - Michael Marshall Smith

"Nie można powstrzymać się od czucia tego, co się czuje. Uczucia są jak koty (dziadek lubił powtarzać to zdanie). Możesz je kochać, możesz podziwiać, mogą doprowadzić cię do szaleństwa, ale w żaden sposób nie możesz nic z tym zrobić. Koty i uczucia działają poza królestwem kontrolowanym przez człowieka."
Tytuł oryginału: Bad things.
Wydawnictwo: Albatros
    Rok wyd:2012
Stron:439
Kraj:Wielka Brytania
Pewnego letniego popołudnia John Henderson wychodzi na taras swojego domu, położonego w lesie nad jeziorem, w niewielkiej miejscowości Black Ridge,w stanie Waszyngton. Przed domem siedzi jego żona Carol z maleńkim synkiem w ramionach. John rozgląda się, lecz nigdzie nie widzi swojego drugiego syna, czteroletniego Scotta. Panika, nawoływania, bieganie wokół domu. W końcu - jest. Stoi na końcu pomostu. Nie odzywa się. Przerażeni rodzice powoli podchodzą bliżej. Scott zachowuje się dziwnie. Obraca się w ich stronę, coś mówi, na twarzy ma przerażenie. Pada na pomost. Martwy.

Ciężko przeżyć coś takiego. Małżeństwo Carol i Johna rozpada się. Ona wyjeżdża, on jeszcze zostaje. Pije. Rozpacza. W końcu sprzedaje dom, wyrusza  w podróż bez celu. Ląduje w Oregonie, gdzie w nadmorskiej miejscowości pracuje jako kelner. Powoli staje na nogi, udaje kogoś innego, przeszłość zamknął w szczelnej szkatułce i tylko czasami, nocą, wracają koszmary. Minęły trzy lata od tragedii i nagle John dostaje maila :
"wiem co się stało". Początkowo mężczyzna nie zwraca na niego uwagi, właśnie zaczynają się kłopoty córki właściciela baru, w którym John pracuje, więc John skupia się na na pomocy dziewczynie. Jej chłopak wdał się w interes narkotykowy, zgarnął i narkotyki, i kasę. Teraz jego życie wisi na włosku. Kiedy John dostaje drugą wiadomość, w której ktoś go informuje, że wie, jak zginął jego syn, postanawia wrócić do Black Ridge, by spotkać się z nadawczynią wiadomości, Ellen. Kobieta jest przerażona, ktoś ją prześladuje, ktoś zabił jej męża. Co łączy śmierć jej męża ze śmiercią małego Scotta? Jak wpłynie na Johna powrót do domu?

Ciężko sklasyfikować tę książkę. Wątek z handlarzami narkotyków nadaje książce sensacyjnego tempa i akcji. Wątek śmierci małego chłopca i dochodzenia do tego, co się dzieje w miasteczku ma charakter bardzo mistyczny. Prześladowanie Ellen, przerażenie, osaczenie przypomina thriller. W ostatecznym rozrachunku chyba można ją nazwać książką grozy, chociaż nie jest to groza naprawdę przerażająca. Niewątpliwie książka ma niesamowity nastrój, wzbudza niepokój i czasami człowiek zaczyna się rozglądać wokół siebie.
Mała mieścina, w której wszyscy się znają, położona wśród lasów nad  jeziorem. Wczesnym wieczorem miasteczko sprawia wrażenie wyludnionego, ulice świecą pustkami, każdy szybko przemyka do domu, by udawać, że nic się nie dzieje. Jednak każdy przyjezdny wyczuwa atmosferę zagrożenia, zło czai się gdzieś w tym mieście. Coś się wydarzy, coś nadchodzi, coś chce kolejnych ofiar.

Bohaterowie są dobrze wykreowani, zwłaszcza John, który jest postacią ciekawą, z bogatą przeszłością. Zabrakło mi wyjaśnienia jednej kwestii, jednak nie mogę napisać jakiej. Całość wypada całkiem nieźle, zwłaszcza, gdy akcja przenosi się do miasteczka. Początek powieści jest mocny, później następuje zwolnienie tempa, poznajemy lepiej Johna, po czym po jego powrocie do Black Ridge następuje przyspieszenie zdarzeń. Autor nie ustrzegł się przed paroma dłużyznami, jednak nie są one zbyt męczące i nie psują odbioru książki. Fabuła spójna i wciągająca, styl lekki, bez zbędnych bluźnierstw i krwawych opisów. Ciekawa lektura, chociaż nie czytało mi się jej szybko.
Z czym mamy tu do czynienia? Morderstwa, pościgi, osaczenie, rozpacz, strach, narkotyki, atmosfera zagrożenia i czegoś nie z tej ziemi. Czegoś, co działa w ukryciu, napawa przerażeniem, sprawia, że nocne odgłosy wzbudzają głęboki niepokój.

Czytam fantastykę
Pod hasłem
Wyzwanie biblioteczne
W 200 książek dookoła świata
Czytam opasłe tomiska 

sobota, 21 lutego 2015

Nie mogę się otrząsnąć!

Nie wiem, jak Wy, ale ja bardzo lubię oglądać zdjęcia dzieci. Nie tylko swoich, w ogóle dzieci. Czasami w wolnych chwilach siedzę sobie i wyszukuję strony, na których można nacieszyć oczy widokiem małych ludzi. Dzisiaj znalazłam takie oto zdjęcia
Żródło
Żródło
Żródło
Dzieci wyglądają pięknie. Przeglądam dalej tę stronę, lecz następne zdjęcia budzą we mnie niepokój. Cofam się więc do opisu strony i serce mi zamarło. Te dzieci są martwe. Artystyczne zdjęcia, na których rodzice pragną pożegnać sę ze swoimi dziećmi. Trudno mi opisać uczucia, jakie mnie ogarnęły. Serce mi się nadal ściska a łzy napływają do oczu. Wiem, co to strata dziecka. Nie ma na świecie nic gorszego, nie ważne, czy jest to poronienie, czy późniejsza choroba dziecka. Poczucie straty jest ogromne i niewyobrażalne dla kogoś, kto go nie zaznał. Dlatego też pomysł, by uwiecznić w ten sposób swoje dziecko wydał mi się....koszmarny. Wręcz chory. I jednocześnie piękny. To jakby wciąż grzebać w krwawiącej ranie. Jakby nie dać sobie szansy na powrót do życia.
Od kiedy zobaczyłam te zdjęcia, nie mogę przestać o nich myśleć. Co o tym sądzicie?